stres. Sypiał niespokojnie. Jego człowiek w wydziale, Montoya, był pochłonięty pracą i
rodziną. Nawet Kristi miała w głowie tylko własny ślub. – Co powiedziałbyś, gdybym cię zaprosiła na kolację? – zapytała. – Jest poniedziałek. – I właśnie to trzeba uczcić. Żachnął się, ale i uśmiechnął, wstając z atlasu. Otarł spoconą twarz ręcznikiem. – Chyba się nudzisz, skoro uważasz, że poniedziałek to okazja do świętowania. – Pomyślałam, że wyjście z domu dobrze ci zrobi. Uniósł pytająco jedną brew. Owszem, jest już po czterdziestce i odkąd go poznała, nieraz zaglądał śmierci w oczy, ale wciąż jeszcze kawa! przystojniaka z niego. Nadal traciła głowę, ilekroć się kochali, choć od wypadku dochodziło do tego, niestety, bardzo rzadko. Zastanawiała się przez chwilę, czy go nie uwieść tu i teraz, ale wiedziała, że będzie ją podejrzewał o ukryte motywy – chęć zajścia w ciążę. I mało by się pomylił. – Może do U Michelle? – zaproponował. – Ooo, to wyższa półka. Myślałam raczej o ulicznym straganie, gdzie sprzedają pikantne Oludeniz: bajeczna laguna w Turcji Egejskiej frytki i ostre krewetki. Na kubełki. Ciemne oczy rozbłysły na wspomnienie ich pierwszej randki. Roześmiał się. – Wiesz, Liwie, właśnie to mi się w tobie podoba; prawdziwa z ciebie romantyczka. Wygrałaś. – Dla zabawy zamachnął się na nią ręcznikiem i poszedł do łazienki. Dwie godziny później siedzieli na niewielkim patio. W tle zachodziło słońce, akompaniament stanowiło gruchanie gołębi z apetytem zjadających okruchy. Wśród donic z ziołami, napełniającymi powietrze swym aromatem, ścieliły się cienie. wdrożenie GDPR Restauracja była ciemna i wąska, ściany zdobiły rybackie sieci, stoliki były zastawione kubełkami pełnymi lodu i butelek piwa. Na szczęście i ten lokal oszczędził szalejący huragan. O1ivia sączyła mrożoną herbatę i z apetytem zajadała krewetki po cajuńsku i frytki. Dokoła nich rozbrzmiewał gwar rozmów. Był to jej ulubiony lokal i często tu przychodzili. Bentz doszedł tu dziś bez laski. Poruszał się pewniej, swobodniej. Ale coś go dręczyło, coś, co przed nią ukrywał. Miała już dosyć czekania, aż się otworzy. Chyba nigdy do tego nie dojdzie. – No więc – zaczęła, odsunąwszy talerz i wytarłszy palce w plasterek cytryny i serwetkę. – Co się z tobą dzieje? – Jak to? – Nie rób tego, Rick. – Patrzyła mu prosto w oczy. – Oboje wiemy, że jest źle. Pewnie częściowo to efekt wypadku. Bóg jeden się, że sporo przeszedłeś, ale chodzi o coś więcej. – Wykorzystujesz wobec mnie swój dar? – zapytał i podniósł do ust piwo bezalkoholowe. – Chciałabym. – Starała się nie okazywać irytacji, ale znała go na tyle, by wiedzieć, że stosuje celowe uniki. – Odpychasz mnie. Uniósł brew. – Tak myślisz? – Wiem to. – A jednak to twój dar. – Oboje wiemy, że mój dar znikł wiele lat temu. – Nie chciała o tym myśleć, wspominać, jak poznała Bentza i jak oczami mordercy widziała serię przerażających zbrodni. Początkowo zbywał jej rewelacje śmiechem, ale z czasem się do nich przekonał. I nigdy nie dał jej o tym zapomnieć. – Nie próbuj zmieniać tematu, to ci się nie uda. – Oparła łokcie na stoliku. – Outline french manicure specyfika Chodzi o coś więcej niż uraz po wypadku. Coś cię gryzie. Coś dużego. – Masz rację. Nie wytrzymuję bezczynności. – Czyżby? – Nie uwierzyła. Przywiązanie do pracy nie tłumaczy dystansu między nimi. Zresztą odpowiedź padła za szybko. – Coś jeszcze? Przecząco pokręcił głową. Krył się za murem. – Powiedziałbyś mi, gdyby było? – Oczywiście. – Posłał jej ten leniwy uśmiech, który tak bardzo kochała, pochylił się nad stolikiem, wziął ją za rękę. – Bądź cierpliwa, dobrze? – A nie jestem? Odwrócił wzrok. – Chodzi o to, że chcę mieć dziecko?